Archiwum dla Marzec, 2012

Wywiad z Dariuszem „Kefirem” Śmietanką przeprowadzony 16 marca 2012 roku w Bielsku – Białej przed koncertem w klubie Rude Boy na potrzeby Uniradia i audycji oraz bloga „Koncertowe Zwierzę”.

Jak się zmieniło Wasze podejście do życia? Zespół The Bill powstał w 1986 roku i czasy się trochę zmieniły.

My się zmieniliśmy przede wszystkim. W 1986 miałem „naście: lat, a teraz mam czterdzieści parę, więc siłą rzeczy wszystko się zmienia. Patrzenie na wszystko. Wtedy, gdy zespół powstawał, czasy były zupełnie inne, walczyliśmy z systemem jak to na punkowy zespół przystało, teraz mniej nas to chyba obchodzi, bardziej każdego własne życie i spojrzenie na świat z perspektywy tego, co przeżyliśmy do tej pory. Więc zmieniliśmy się bardzo.

Jak sądzisz ,jak to wpłynęło na Waszych słuchaczy? Czy Wam im przybyło, czy ubyło…?

Trudno powiedzieć . Patrząc na koncerty to jest nasza bodajże siódma trasa po kolei, więc chyba ich nie ubywa, ponieważ gdyby było coraz mniej, to i naszego jeżdżenia byłoby mniej. Więc chyba jest to samo. Wiadomo lata 90. to taki boom, ten drugi boom punkowy, przychodziło bardzo dużo ludzi na koncerty. W tej chwili muzyka punkowa jest jak gdyby troszeczkę bardziej na marginesie i tych ludzi na koncertach jest mniej, ale przychodzą młodzi, przychodzą starsi, którzy pamiętają lata 90. i nasze koncerty w Jarocinie. Ale nowa publiczność przychodzi i nową płytę, którą ostatnio nagraliśmy, trochę inną, niż do tej pory zaakceptowali, myślę że jest OK.

A tak a propos Jarocina czy myślicie o powrocie? W 1992 r. dostaliście drugą Nagrodę Publiczności, więc czy chcielibyście tam znowu wrócić?

No pewnie tak. Chciałbym zagrać jeszcze raz w Jarocinie, bardziej niż na Woodstocku.

Dlaczego?

Z sentymentu. Po prostu. Tam się zaczęło wszystko praktycznie dla The Billa i tej chwili pewnie zmierzch naszej działalności nadejdzie, ale jeszcze raz chciałbym wystąpić na tej scenie.

Czyli nie planujecie w najbliższym czasie zakończyć istnienia The Billa?

No na razie nie, tym bardziej, że zespół się troszkę zmienił. W zasadzie bardzo się zmienił, bo tylko ja jestem z tego składu z lat 90. Przychodzą nowi ludzi i wnoszą coś nowego, jakąś nową energię. Przygotowujemy w tej chwili nowy materiał, więc na pewno nie myślimy o tym, żeby zaraz potem przestać  grać. Także myślę, że jeszcze trochę pogramy.

Kiedy można się spodziewać nowej płyty?

Plany są dosyć proste. Chcemy po wakacjach ją wydać, natomiast przed wakacjami jeszcze nagrać. Przygotowujemy materiał w tej chwili, mamy chwilę przerwy w próbach, bo wyjechaliśmy na trasę, gramy na niej tylko 10 koncertów, właśnie dlatego, żeby mieć sporo czasu na przygotowanie materiału. Już cztery kawałki mamy gotowe, także idzie nieźle i myślę, że będzie OK.

Możesz zdradzić o czym będą te kawałki? O życiu, o dzisiejszych czasach czy powrót do tego „brudnego punka”?

Byłbym chyba mało autentyczny, mając tam czterdzieści parę lat i krzycząc znowu „chodźmy na ulicę i walczmy z rządem”, bo akurat nie czuję tego, więc będzie taka raczej w klimacie tej ostatniej płyty.

Co do słuchaczy na koncertach, więcej jest osób młodych czy starszych?

Myślę, że to są proporcje takie właściwe. Jest tyle samo młodych, starszych, są koncerty, gdzie są tylko starsi, są koncerty gdzie jest więcej młodych ludzi. Trudno powiedzieć mi tak jednoznacznie, bo to zależy od koncertu, od miasta, do którego jedziemy. Ostatnio graliśmy dwa koncerty w Lublinie i Zduńskiej Woli, gdzie byli praktycznie sami starsi. Nie jestem w stanie powiedzieć, kogo jest więcej. Po równo raczej.

Jak łączycie Wasze ulubione kawałki, które najbardziej lubicie grać z ulubionymi piosenkami publiczności?

Koncert to jest taka zabawa przede wszystkim dla publiczności. Nie gramy nic na siłę, a grając stare kawałki dobrze się bawimy, bo Masochista czy Historia pewnej miłości to są takie kawałki, które lubimy również i gramy. Kibel to taka piosenka, bez której trudno nam zakończyć koncert, więc zawsze gdzieś tam jest. Jakby go nie było, pewnie byśmy nie płakali, ale najczęściej go gramy.

Czyli na pewno dzisiaj się pojawi, tak?

[śmiech] Pewnie tak. J

W czasie Waszej działalności było kilka przerw. Z czego one wynikały?

Była jedna długa przerwa ośmioletnia. Tak naprawdę próbowaliśmy wrócić po czterech latach. W 1996 roku przestaliśmy grać, do 2000 r. nie graliśmy w ogóle, ale próba powrotu zakończyła się fiaskiem i nie udało nam się z ludźmi, z którymi próbowaliśmy. Po prostu jakoś nie bardzo, oni mieli zupełnie inny pogląd na muzykę, my z byłym perkusistą też trochę inaczej patrzyliśmy. Graliśmy tylko z ludźmi z Pionek. Pionki to bardzo mała miejscowość, gdzie znaleźć takich ludzi, którzy poświęcą praktycznie swoje życie po to, żeby grać, jest trudno. Nie dogadaliśmy się, zespół przestał znowu istnieć na 4 lata. Traktujemy to jako ciągłą przerwę, czyli 8 lat nas nie było.

Coś produkowaliście w tym czasie, tak sami dla siebie czy kompletna przerwa z muzyką?

To była przerwa z muzyką. Nie było żadnych prób, nie spotykaliśmy się. Jakoś tak wyszło. Muzyka to taka pasja, hobby, które gdzieś zawsze było, natomiast akurat przez te 8 lat niekoniecznie jako twórca, tylko bardziej jako odbiorca.

Wyczytałem też, że jesteś nauczycielem. Czego i gdzie uczysz w takim razie?

Uczę w Pionkach w Technikum Mechanicznym właśnie przedmiotów zawodowych, mechanicznych.

Dzięki za rozmowę.

rozmawiał: Karol Maleszka 

Wywiad z Bartoszem „Fiszem” Waglewskim przeprowadzony 2 marca 2012 roku we Wrocławiu po koncercie w klubie Alibi na potrzeby Uniradia i audycji oraz bloga „Koncertowe Zwierzę”.

 

Koncertowe Zwierzę: Na początek: jak wrażenia po koncercie?

FISZ: Fajnie, bardzo sympatycznie. Cały marzec mamy mocno zapracowany, koncertowy. To pierwszy koncert na trasie marcowej, więc mamy dużo pozytywnej energii na cały miesiąc. Tak naprawdę, to jeszcze do połowy kwietnia, więc to dobry początek. Bardzo, bardzo sympatycznie.

Wolisz grać w klubach czy w plenerze?

Teraz gramy w klubach, bo to taki okres klubowy. To jest granie, które nas najbardziej interesuje i najbardziej lubimy. Natomiast pojawiają się oczywiście inne festiwale letnie.

A które koncerty sprawiają ci najwięcej przyjemności?

Klubowe, zdecydowanie klubowe. Wtedy gra się dla swojej publiczności. Poza tym to jest muzyka, która w klubie brzmi najlepiej.

Masz może jakieś ciekawe wspomnienia, anegdotkę z któregoś koncertu?

Cały czas się dzieją różne rzeczy, aczkolwiek jest to też praca dosyć męcząca ze względu na to, że dużo jeździmy, dużo spędzamy czasu ze sobą w busie. Niestety, drogi jakie są, takie są. Żeby tutaj dotrzeć  jechaliśmy prawie 7 godzin, więc zawsze liczymy na publiczność, na jakąś wymianę energii, bo jesteśmy dosyć zmęczeni podróżą. Natomiast koncertowe rzeczy… Cały czas coś się dzieje. Cały czas albo ktoś zaśpi, albo ktoś nie pojawi się na czas do busa, spóźni się. Ostatnio graliśmy w Częstochowie, gdzie wzmacniacz, mój zresztą, który pożyczyłem, zaczął się palić. Zaczęły lecieć płomienie z lampy, to też wyglądało dosyć efektownie. Takie przygody się zdarzają.

A masz może jakieś miejsca, o których marzysz, żeby tam zagrać?

Hmmm… Nie, chyba nie. Mieliśmy bardzo ciekawą trasę letnią, która się odbywała na busie. Dostaliśmy zaproszenie na RedbullTourBus, gdzie się gra na dachu. To były takie fajne wydarzenia. Tego, czego mi brakuje, to takich spontanicznych plenerowych akcji. Jest możliwość zagrania na ciężarówce, która ma agregat z prądem. Podjeżdżamy znienacka na rynek i gramy. Takie akcje by mnie bardzo zainteresowały, może kiedyś do nich dojdzie.

Grywasz głównie ze swoim bratem, ale zdarzyła Ci się płyta z Envee. Czy myślisz czasem, żeby nagrać coś  z kimś innym?

Nigdy nie mówię nie. Wszystkie te nasze współprace czy to z Envee czy Bassisters Orchestra, czy Kim Nowak są projektami spontanicznymi. To są spotkania przyjacielskie, bardzo twórcze, kreatywne. Takie spotkanie miało miejsce z Enveem. Miał być najpierw singiel, później cały materiał dorósł do dużej płytki. Jeżeli takie spotkania się pojawią to oczywiście, czemu nie. Natomiast jesteśmy tak przyzwyczajeni do współpracy braterskiej, że to wydaje się najłatwiejsze i najbardziej naturalne.

Wspomniałeś o Bassisters Orchestra, a chciałam o to zapytać. Jak wspominasz projekt, czy jest jakaś szansa na nagranie nowej płyty w tym składzie?

Nie. Myślę, że taka płyta się nie pojawi. Wspominam to bardzo fajnie, bardzo dobrze. Bo wszystkie nasze projekty czegoś uczą. Uczą występów, dialogu z innymi muzykami. Płyta z nimi się nie ukaże, bo każdy z muzyków jest bardzo zapracowany. W momencie, kiedy wychodziliśmy na scenę, już nie wiedzieliśmy zupełnie, co się pojawi, jakie granie. Mieliśmy sporo koncertów bardzo dobrych i kilka słabych. Postanowiliśmy, że zajmiemy się swoimi zespołami.

A jakie masz plany na przyszłość?

Dużo się rzeczy szykuje. Oczywiście z jednej strony koncerty, z drugiej chcemy wykorzystać też taki dobry czas, ponieważ mamy – jak się okazuje – bardzo dużo pomysłów. Chcemy skończyć drugą płytę Kim Nowak, mamy już pomysły na nowy Fisz Emade. Chcemy to wszystko ponagrywać, żeby to nie pouciekało. Bo mamy takie okresy, które dają nam kopa i nie zdarzają się one często. Znaczy zdarzały się właśnie teraz często. Chcemy to zapisywać, więc pojawi się ta druga płyta Kim Nowak, na pewno Fisz Emade, które już też się w głowach kreuje. Taki zapracowany rok. Tak jak mówię, nic na siłę, tylko dużo pomysłów, tryskamy jakimiś nowymi dźwiękami i chcemy to szykować.

To kiedy będzie można się spodziewać tej drugiej płyty Kim Nowak? Są jakieś daty, konkrety?

Mamy już 7 utworów gotowych. Mamy problemy takie typowe, z jakimi zespół głośno grający się boryka, czyli z tym, żeby tę płytę skończyć. Bardzo chcielibyśmy w wakacje skończyć płytę, żeby ukazała się jeszcze w tym roku jesienią. Jest to możliwe.

Z kim chciałbyś współpracować, czy jest artysta, z którym widziałbyś swoją przyszłość?

Niekoniecznie. Całe to doświadczenie, które miałem przez 10 lat nauczyło mnie, że najlepiej rozmawia się z muzykami, którzy są zaangażowani w projekt. Znalazłem skład wreszcie i od 3 lat gramy w składzie Tworzywa, które było obecne na płycie „Zwierzę bez nogi” i na tym koncercie. Nie czuję jakichś braków, natomiast pojawiają się postacie, które bardzo miło wspominam. To był Adam Pierończyk, z którym graliśmy trasę Męskie Granie, zaprzyjaźniliśmy się z nim, to jazzman, niesamowity saksofonista. Być może jeszcze ta współpraca będzie gdzieś kontynuowana. No, a drugie to DJ Eprom. Nie słyszałem tak muzykalnego DJ-a i cieszę się, że mam go w składzie, więc do tych dwóch postaci na pewno wrócimy.

Jeszcze odnośnie Adama Pierończyka. Jak doszło do tego, że graliście razem na Męskim Graniu?

To jest takie spotkanie, podczas którego zakolegowałem się z DJ Epromem i właśnie z Adamem. Zaprosił nas na koncert w Warszawie, taki spontaniczny, mały koncert. To było chyba ponad 2 lata temu, zaproponował, żebyśmy wystąpili w trio: ja, mój brat i Adam, a przy okazji narodził się pomysł i Adam zaproponował też DJ Eproma, o którym słyszeliśmy, ale nie współpracowaliśmy wcześniej. To był ważny koncert, bo zaowocował raz Męskim Graniem, a dwa DJ Epromem, z którym zrobiliśmy płytę „Zwierzę bez nogi”.

A jak wspominasz ogólnie Męskie Granie?

To był jeden z lepiej przygotowanych koncertów, w jakich brałem udział, jeżeli chodzi o koncerty plenerowe. Wszystko to, co działo się na zapleczu – atmosfera kolegowania się z zespołami i postaciami bardzo ważnymi na jednej scenie, bardzo miło.

Jeszcze na koniec mam jedno pytanie o taki zespół jak Katharsis. To chyba Wasze początki, tak?

Tak. Z Piotrkiem przechodziliśmy różne etapy. Nagrywaliśmy sobie w domu różne zespoły, później  zapraszałem swoich kolegów. To były czasy heavy metalowe, jakaś 7-8 klasa szkoły podstawowej i mieliśmy zespół, który nazywał się Katharsis. Najpierw nazywaliśmy się Grind Macabre. Ja grałem tam na gitarze, ryczałem, Piotrek grał na bębnach i koledzy z mojej podstawówki. Nagraliśmy jedną kasetę w domu, która, niestety, chyba nie istnieje.

Istnieje.. ;)

Istnieje? A kto ma tę kasetę?

Mnie udało się do niej dokopać i miałam nawet okazję posłuchać.

Tak?

Tak. Jest gdzieś w czeluściach internetu.

Kurde, to ja muszę to poszukać, jeżeli ktoś ma, to super. Super ciekawa sprawa. Muszę poszukać, bo nie słyszałem jej chyba 15 lat.

rozmawiała: Natalia Kościńska

Fisz

W ostatni piątek (2 marca 2012 roku) Zwierzę zaprosiło nas na koncert. Wybrało Fisza i Emade, którzy razem z DJ Epromem promowali w Alibi swoją najnowszą płytę, zatytułowaną (nomen omen) „Zwierzę bez nogi”.

Ponieważ koncert miał się zacząć o dwudziestej, przyszliśmy do klubu pół godziny wcześniej. Niestety, nie obyło się bez pewnych problemów… Jakich? Dowiecie się, słuchając naszej audycji. Teraz zdradzimy tylko, że wszystko dobrze się skończyło i ostatecznie udało nam się dotrzeć na czas. Chociaż tak naprawdę niepotrzebnie się spieszyliśmy, bo punktualnie rozpoczynający się koncert to bardzo rzadkie zjawisko. Tym razem inaczej nie było i muzycy na scenę weszli po dobrej półgodzinie oczekiwania.

Bracia Waglewscy rozpoczęli od kawałków z nowej płyty. Publiczność nie bardzo wiedziała, co ma zrobić z utworami, których kompletnie nie zna. Zachowanie widzów sprawiało wrażenie, jakby w ogóle nie słyszeli nowej płyty, a nawet singla „Zwierzę bez nogi”, który ją promował. Kolejne utwory, starsze i powszechnie znane, rozgrzały publiczność i ostatecznie można stwierdzić, że prawdopodobnie wszyscy dobrze się bawili.

Jeśli chcecie wiedzieć więcej, poczuć atmosferę koncertu i wyobrazić sobie, że byliście tam z nami – zapraszamy do wysłuchania naszej audycji już w najbliższym czasie! Dokładny termin ogłosimy do środy. A tuż po audycji pojawi się tutaj wywiad z Fiszem. Bądźcie z nami!

Trafiliście na blog towarzyszący audycji „Koncertowe Zwierzę”, którą już niedługo będzie można posłuchać na stronie Uniradia. A tam będą na Was czekać rozmowy o muzyce i koncertach, wywiady z artystami i zapowiedzi nadchodzących wydarzeń.

Zachęcamy do częstego wpadania w odwiedziny do Koncertowego Zwierza, bo już niedługo pojawią się pierwsze wpisy: relacje, wywiady, galerie zdjęć. Już teraz możemy zapowiedzieć, że będzie całkiem ciekawie… ;)